Wrocław 6.11.2021
Cały blog jako eBook w formacie pdf.
Wczoraj Reuter opublikował artykuł Wielka Brytania jako pierwsza na świecie zatwierdza pigułkę COVID-19 firmy Merck. Koncern farmaceutyczny Merc jest producentem stosowanego i dopuszczonego od dziesiątków lat lekarstwa o nazwie iwermektyna. Pisałem o nim w sierpniu. Od tego czasu, do krajów, które dzięki iwermektynie pozbyły się pandemii dołączyła też Japonia.
Tak więc Merc uzyskał w Wielkiej Brytanii zezwolenie na stosowanie drugiego, skutecznego lekarstwa przeciwko modnej chorobie stworzonej dla celów plandemii. Czym różni się to nowe lekarstwo od poprzedniego? Nie jestem farmaceutą i nie zamierzam wnikać w skład chemiczny obu lekarstw. Nie jest to wcale konieczne. Nie zdziwiłbym się gdyby Molnupiravir – tak nazwano to nowe lekarstwo – miał jedynie w drobnym stopniu odmienny skład chemiczny. Dla koncernu ważne jest, by był skuteczny i by można było wykazać, że tabletki te nie zmieniają ludzkiego DNA. Najważniejszą różnicą jest jednak cena obu lekarstw. Jak dowiadujemy się z artykułu na spiderweb.pl leczenie jednego pacjenta Molnupiravirem kosztuje około 2800 zł. W przeciwieństwie do tego iwermektyna kosztuje kilka złotych.
Tak więc mamy tu wyraźny motyw dlaczego ten koncern wypuszcza na rynek nowy medykament. Ale czy tu chodzi naprawdę jedynie o kasę?
Wielka Brytania nie podlega już naciskom z Brukseli. Dlatego 19 lipca ogłoszono tam koniec pandemii. Dlatego dopuścili to lekarstwo wbrew skorumpowanym przez GAVI & Co. (lobby szczepionkowe) urzędnikom z Unii.
Możliwa jest także inna opcja. Wyraźnie już widać, że całkowite zainfekowanie świata – użyłem celowo tego zwrotu – przy pomocy eksperymentalnych metod szczepionkowych, nie jest możliwe bez użycia środków przymusu bezpośredniego. I to może być właśnie droga, by się wycofać z tej nieudanej (chyba, że ktoś jest zwolennikiem eugeniki) ogólnoświatowej kampanii.
Autor artykułu Marek Wójcik