187. Granice
187. Granice

187. Granice

Wrocław 4.2.2022

Cały blog jako eBook w formacie pdf.

Niektórzy z Was pewnie zastanawiają się, jak to jest możliwe, żebym mógł pomimo rygorystycznych kontroli miesiąc w miesiąc przyjeżdżać z Austrii do Polski? Do tego dochodzi jeszcze moje twierdzenie, że nigdy nie zrobiłem sobie żadnego testu na tę jedyną, powszechną medialnie chorobę.

Ja także dałem się oszukać w marcu 2020, kiedy w mediach ogłoszono, że Czechy zamykają granicę. Przymierzałem się pojechać do Polski okrężną drogą przez Niemcy, kiedy i tę możliwość prasa wraz z telewizją zamknęły.

Zamiast wsiąść w auto i pojechać na granicę by sprawdzić, jak jest w rzeczywistości, przyjąłem – jak większość z nas – że media opisują stan faktyczny. Jak to, wsiąść w auto skoro nie można wtedy było bez ważnego powodu wychodzić z domu? Otóż nie ustawiono za każdą rogatką kordonu policji sprawdzającego śmiałych delikwentów. Takich kontroli praktycznie nie było. Z późniejszych relacji kierowców usłyszałem, jakie to wspaniałe uczucie jechać pustą autostradą.

Przyjechałem do Polski dopiero wtedy, kiedy granice zostały medialnie otwarte. Czyli w czerwcu 2020. Od tego czasu nie ma miesiąca, abym choć na parę dni nie przyjechał do Wrocławia. Od tamtego czasu nie opieram się także na wiadomościach z gazet. Aby przyjechać z Austrii do Polski trzeba przekroczyć dwie granice. Na granicy polsko-czeskiej jedyną różnicą – w porównaniu do czasów przedpandemicznych – był pusty, bez obsługi, gazik wojsk ochrony pogranicza, który stał przez kilka miesięcy na przejściu w Boboszowie (kotlina kłodzka) i nikomu nie wadził. Gorzej było na granicy czesko-austriackiej w Mikulov/Drasenhofen. Tam, kiedy ponad rok temu, 27 grudnia 2020 przejeżdżałem w drodze do Polski zauważyłem, że austriacka policja kontroluje wszystkie samochody osobowe wjeżdżające do Austrii.

Dwa tygodnie później, gdy wracałem do Wiednia ustawiłem się w kolejce aut do tej kontroli. Widziałem, że wszyscy przede mną pokazują jakieś papiery – ja nic takiego nie miałem. Gdy przyszła moja kolej, policjant zapytał mnie o wynik testu, pokazałem mu austriacki paszport i powiedziałem, że nie mam testu i że wracam z Polski, gdzie odwiedziłem bliską rodzinę. Kazał mi jechać.

Kiedy miesiąc później, w lutym 2021, sytuacja się powtórzyła, policjant kazał mi wypełnić jakiś formularz. Musiałem zjechać na bok i byłem przekonany, że tym razem odbędę areszt domowy nazywany dla niepoznaki kwarantanną. Po kilku minutach podszedł do mnie, oddał mi paszport, zabrał niedokończony przeze mnie formularz i kazał jechać. Także i tym razem odbyło się bez aresztu domowego.

W takiej sytuacji postanowiłem następną podróż do kraju odbyć pociągiem. Dlaczego? Ponieważ wiele osób mówiło, że w pociągu jedyne, co jest sprawdzane, to bilety i maski na twarzy. Te ostatnie jedynie czy założona. Tak więc pod nosem można je nosić. W marcu, kwietniu i w maju 2021 jeździłem pociągiem do Katowic, gdzie wynajmowałem samochód i skąd wracałem później do Wiednia.

W czerwcu 2021 r. wybrałem się próbnie autem z Wiednia na granicę – około 100km – by zobaczyć, że kontrole się zakończyły. Od tej pory jeżdżę jak dawniej autem.

Wszystko, co opisuję w tym artykule, jest elementem wojny psychologicznej. Sprzeczne, niemożliwe do wyegzekwowania przepisy połączone z dezinformacją.

Wczoraj, także druga izba austriackiego parlamentu przegłosowała przymus do przyjmowania eliksiru szczęścia. Od 15 marca możliwe będzie egzekwowanie kar za popełnienie przestępstwa polegającego na nieprzyjęciu „zbawiennej” substancji, która według oficjalnych danych EMA zabiła w Europie ponad 21 tysięcy osób. Ponoć do tej statystyki zgłasza się 1 do 6% przypadków.

Autor artykułu Marek Wójcik

Dodaj komentarz