Wiedeń 27.1.2021
Cały blog jako eBook w formacie pdf.
20 stycznia w dniu zaprzysiężenia nowego prezydenta USA, Światowa Organizacja Zdrowia opublikowała ten dokument.
Z tego dokumentu wynika, że WHO zmieniła sposób interpretacji wyników testu PCR. Okazało się, że nawet ta skorumpowana organizacja, nie proponuje już więcej stosowania samego testu jako jedynej podstawy diagnozy infekcji koronowirusem. Zaleca się, by w przypadku pozytywnego wyniku testu zrobić jeszcze badania lekarskie.
I tu zakończyła swój żywot „wspaniała” teoria pana Christiana Drosten(a) z Niemiec. Już także prasa mainstreamowa nie używa pisząc o nim tytułu profesora, skoro nie ma pracy doktorskiej. Czyżby był hochsztaplerem?
Według tej teorii pana Drosten, bardzo groźna i niesamowicie zakaźna odmiana COVID-19 przechodzi bezobjawowo.
Na całym świecie – także w Szwecji czy w Japonii – wynik tego testu jest praktycznie jedynym kryterium do decyzji o kwarantannie, a co jeszcze gorsze do statystycznych obliczeń będących przyczyną katastrofalnego w skutkach i nieprzynoszącego żadnych pozytywnych efektów lockdownu.
Rok temu, gdy WHO ogłosiła pandemię i zaleciła rządom stosowanie na całym świecie testu PCR, większość krajów poszła tą drogą.
Dlaczego więc WHO robi takie zmiany w narracji? Tu możemy jedynie spekulować.
Są głosy, że WHO chce wesprzeć nowego prezydenta USA, wykazując, że to za jego prezydentury nastąpi poprawa sytuacji plandemicznej.
Złośliwi twierdzą, że WHO w ten sposób chce wyłudzić jeszcze więcej dolarów od swoich dobroczyńców np. Fundacji Bill & Melinda Gates.
A’propos tego pana. Czy wiecie kto jest największym rolnikiem w USA? Kto posiada najwięcej hektarów w tym kraju? No właśnie, pan Bill Gates – sławny szczepionkolog.
Jest to ponoć dobra lokata pieniędzy, chroniąca przed skutkami inflacji, podobnie jak metale szlachetne. Trudniej byłoby to ukraść włamywaczom.
Wracając do artykułu WHO, również wiarygodność statystyk dotyczących COVID-19 jest wątpliwa, skoro właśnie sam test PCR jest tu jedynym kryterium oceny, czy pacjent był na tę medialną chorobę chory czy nie.
Jeszcze gorzej wygląda to przy statystykach śmiertelności. Tu wystarczy, by zmarły miał pozytywny wynik tego testu w przeciągu ostatnich czterech tygodni życia, by uznać go za zmarłego z lub przez kowida. Nawet gdy był ofiarą wypadku.
Dlaczego nie robi się tego np. przy różyczce?
Wyraźnie widać dyskryminację chorób i tendencje do nieuczciwego zawyżania statystyk kowidowych.
Lubicie bawić się folią bąbelkową?
Radzę uważać.
Uwalniacie powietrze z Chin!
Autor artykułu: Marek Wójcik